Kowalski: To nie był pomysł Kremla, tylko Tuska i Pawlaka
DoRzeczy.pl: Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział rezygnację z rosyjskich surowców: gazu, ropy i węgla. Jak Pan na to patrzy?
Janusz Kowalski: Jest to realizacja energetycznego testamentu śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który już w roku 2006 nakreślił plan uniezależnienia Polski od rosyjskich węglowodorów. Plan ten został niestety zrealizowany z opóźnieniem z powodu fatalnych rządów Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, które przestawiały wajchę współpracy na Rosję, zamiast uniezależnienia od rosyjskich węglowodorów. Śp. prezydent Kaczyński nakreślił trzy projekty.
Jakie?
Pierwszym była budowa gazoportu w Świnoujściu, która została zrealizowana dzięki rządom Zjednoczonej Prawicy, choć pierwotnie miała być gotowa do 2012 roku. Drugi to budowa gazociągu Baltic Pipe, łączącego Polskę i Danię. Ten gazociąg miał być zgodnie z harmonogramem prac wyznaczonym przez rząd Jarosława Kaczyńskiego gotowy do czwartego kwartału 2010 roku. W obszarze ropy naftowej projektem, który miał nas całkowicie uniezależnić od Rosji był projekt Odessa – Brody – Płock – Gdańsk. Wszystko zostało zaprzepaszczone, bądź opóźnione przez rządy PO-PSL.
Pan uczestniczył w pracach nad tymi projektami?
Owszem, jako urzędnik Ministerstwa Gospodarki i członek zespołu doradców ds. polityki energetycznej w kancelarii śp. prezydenta Lecha Kaczyński. Wówczas osobiście organizowałem szczyty energetyczne, a pierwszy z nich odbył się 2007 w Krakowie. Uczestniczyli w nim prezydenci Ukrainy, Azerbejdżanu, Gruzji oraz Litwy. Druga część tego szczytu odbyła się w październiku 2007 roku w Wilnie. W wyniku tego szczytu prezydent Azerbejdżanu zadeklarował 10 mln ton ropy naftowej dla projektu Odessa – Brody – Płock – Gdańsk. Wystarczyło tylko wybudować około trzystukilometrowy odcinek rurociągu łączącego ukraińskie Brody z polskim odcinkiem ropociągu „Przyjaźń” w miejscowości Adamowo.
To się nie udało.
Projekt ten został wstrzymany całkowicie, zamrożony przez Donalda Tuska w czasie jego premierostwa. Wówczas prowadzona była polityka resetu z Moskwą i Putinem i zaprzestano realizacji projektów dywersyfikacji, o których wspomniałem wcześniej. Tusk zmienił nawet projekt gazoportu w Świnoujściu, czyniąc go rezerwowym zapleczem w razie problemów z dostawami z Rosji, choć jego podstawowym założeniem było właśnie całkowite ich zaniechanie.
Czy są na to dowody?
Tak, konkretne. W 2010 roku Tusk i Pawlak zwiększyli dostawy rosyjskiego gazu o 2 mld metrów sześciennych, a dokładnie ten wolumen był planowany do przyjęcia przez gazoport w Świnoujściu. Dodatkowo oddanie gazoportu zostało opóźnione o cztery lata. Gdybyśmy zrealizowali plan Tuska i Pawlaka dziś bylibyśmy w krytycznej sytuacji. Ich planem było przedłużenie o 15 lat kontraktu gazowego z Gazpromem, czyli do 2037 roku. I podkreślę to jasno: to nie był pomysł Kremla, tylko Tuska i Pawlaka. W jakiej dziś bylibyśmy sytuacji, gdyby ten plan został zrealizowany? Na szczęście nie został, bowiem Pawlak wycofał się z niego po słynnym przemówieniu prezesa Jarosława Kaczyńskiego z 23 września 2010 roku w Sejmie. Gdyby nie twarda postawa PiS i ważne słowa prezesa Kaczyńskiego, dziś bylibyśmy w innej sytuacji i Polska miałaby w perspektywie kolejnych 15 lat niekorzystnej perspektywy gazowej.
Niemcom rosyjski gaz jednak nie przeszkadza.
Niestety. Dlatego apeluję o opamiętanie. Niech Berlin czy Paryż przestaną finansować Putina. Poprzez ropociąg przyjaźń są zaopatrywane dwie niemieckie rafinerie. Schwedt (kontrolowana przez Rosnieft) i Leuna. Uderzeniem w Putina będzie zatrzymanie przesyłu ropy naftowej do niemieckich rafinerii, gdyż dochody z ropy naftowej stanowią największą część rosyjskiego budżetu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.